zdjęcie: Pixaby
Larum grają! Współczesny miecz Damoklesa zawisł nad speedwayem. Dzierżąca go ręka należy do tych, którzy nie powinni ustawać w staraniach, aby żużel rósł w siłę - tymczasem panowie działacze najwyższego szczebla nawet nie wstydzą się swych poronionych pomysłów upubliczniać. Ba, głupota i szkodnictwo napawają ich dumą, a w swoich racjach utwierdzani są przez klakierów stojących w kolejce do łatwego chleba i zaszczytów płynących z zasiadania przy stolikach nakrytych zielonym suknem.
Czytam oto wywiad z panem Andrzejem Witkowskim, zamieszczony w ''Tygodniku Żużlowym'' z 5 maja 2019, i teraz wiem, dlaczego mama zawsze powtarzała, aby nie robić tego przy jedzeniu. Mianowicie żeby się nie udławić. Po raz kolejny panowie działacze usiłują, na wzór staroegipskich kapłanów, wmówić ciemnemu ludowi, że świat jest płaskim dyskiem wspartym na sześciu krokodylach. Tym razem żużlowy, a w szerszym ujęciu sportowy świat. Nie wiem co pija pan Witkowski do obiadu, ale pomysły zrodzone w jego umyśle trącą absurdem i jasno wskazują, że zmiany w żużlu należy zacząć od gruntownej wymiany kadr na najwyższym szczeblu. Czas oczyścić stajnię Augiasza na warszawskich salonach, celem uniknięcia kolejnych kompromitacji. Propozycja zakazu startów w polskich ligach zawodnikom ''ośmielającym'' się brylować w nich po ukończeniu 35. roku życia zakrawa na kpinę. Ośmiesza autora i całą dyscyplinę sportu, którym zawiadują ludzie zdolni do ujawniania opinii publicznej podobnego szaleństwa. Nawiasem mówiąc, czy pan Witkowski nie osiągnął już wieku emerytalnego? Jeżeli tak, warto się zastanowić nad odpoczynkiem, ponieważ nogi jeszcze noszą, ale głowa najwyraźniej już nie ta. Gdyby poważnie potraktować herezje pana Andrzeja, zakazem startów już teraz należałoby objąć Grega Hancocka, Nickiego Pedersena czy Piotra Protasiewicza. Za rok na ligowej emeryturze byliby: Janusz Kołodziej, Krzysztof Kasprzak, Jason Doyle, Fredrik Lindgren i cała rzesza żużlowców rozdających karty w światowym speedwayu.
Kiedy przed kilkoma laty międzynarodowe władze zniszczyły sztandarowe rozgrywki w postaci drużynowych mistrzostw świata, sądziłem, że głupszych rozwiązań wymyślić się nie da. Niejako dla równowagi przeciwstawiałem krótkowzroczności światowych działaczy naszych prężnych szefów krajowego żużla. Obecnie pojąłem, iż bzdurne pomysły to ogólna tendencja, trawiąca również rodzimych ''granatowomarynarkowych''. Także tych niemal pomnikowych jak Andrzej Witkowski, któremu chyba jakiś gołąb narobił na cokół i zapaskudził antenkę przy berecie, zakłócając odbiór. W tym miejscu przypomina się anegdotka. Byłem przed laty świadkiem rozmowy Jerzego Waldorffa z poetą Ludwikiem Jerzym Kernem na krakowskich Plantach. Dwóch starszych panów wiodło ze sobą przyjacielską pogawędkę: - Stałeś się, mój drogi, postacią pomnikową. - rzekł Kern, na co Waldorff z przekąsem odparował: - Obsrywaną niestety, obsrywaną. - Cóż chcesz, Mickiewicza na krakowskim rynku też to spotyka. - pocieszał kompana niezrażony poeta, lecz puenta Waldorffa nie pozostawiała złudzeń. - Nie widzisz, przyjacielu, subtelnej różnicy, czy robią to krakowskie gołębie, czy warszawskie świnie...?
Nie dziwię się żużlowcom, że dość mają sytuacji, w której knebluje im się usta, zakazując krytycznych wypowiedzi pod groźbą wysokich kar finansowych. To oni narażają swe zdrowie i robią show, bez którego nie byłoby panów działaczy. Mają zatem prawo do wyrażania opinii i kontynuowania kariery tak długo, jak pozwala im na to stan zdrowia. Kto widział Piotra Protasiewicza po meczu derbowym w Gorzowie, ten rozumie jakim nonsensem byłby zakaz startów dla zawodników po którymś tam, z sufitu wziętym, roku życia.
Swoją drogą, ile lat Andrzej Witkowski jest obecny we władzach wszelakich struktur sportów motorowych? Może nadszedł czas przekazać pałeczkę komuś młodszemu? Wszak już Napoleon powiedział, że każdego kwatermistrza można rozstrzelać bez sądu po kilku latach służby... A w żużlu obrodziło takimi ''kwatermistrzami'' jak mało gdzie. I właśnie w radosnej twórczości określonych panów upatruję przyczyn fatalnej kondycji tej jakże lubianej dyscypliny sportu. Jak dotąd rzecz dotyczyła żużla na świecie i naszym wspólnym zadaniem niechaj będzie nie pozwolić, aby ta zaraza wdarła się na polskie podwórko. Sądząc jednak po przytoczonych tu wypowiedziach sterników żużlowej nawy w naszym kraju, moze już być za późno.
Sporym nietaktem była inna wypowiedź pana Witkowskiego. Zarzucił on rodzinom zawodników, jakoby wywierały na nich presję, przez co żużlowcy rzekomo przedłużają w nieskończoność swoje kariery. Szef polskich sportów motorowych posunął się do szukania w podobnych mechanizmach przyczyn samobójstw niektórych zawodników. Osobiście pragnę poznać odpowiedź na pytanie o których dokładnie żużlowcach myślał pan Witkowski? Pomijając kolejną niezgrabność zawartą w podobnych rojeniach, przypominam, iż Robert Dados, Łukasz Romanek i Rafał Kurmański odeszli nie mając ukończonych trzydziestu lat, a więc nie byli zawodnikami wiekowymi. Nieznajomość tych faktów jasno wskazuje, jaki jest stan wiedzy i pamięci czołowych działaczy. Wstyd! Analizując dokładnie wywiad, jakiego udzielił Andrzej Witkowski, przypominam sobie znany wszystkim dowcip o bacy, zapytanym przez jakiegoś cepra o pogodę na jutro. - Oj, nie wiem panocku, bo radio się mi popsuło - odrzekł indagowany na tę okoliczność góral... Czy Witkowskiemu również popsuło się radio?