(CNN) Ashleigh Barty została pierwszą od 1978 roku mistrzynią Australian Open, pokonując w sobotnim finale debiutantkę Danielle Collins 6-3, 7-6.
Numer 1 na świecie dominowała przez cały turniej i zdobyła historyczny tytuł, nie tracąc nawet seta.
Australijscy fani tenisa musieli czekać ponad cztery dekady, aby jeden z nich został mistrzem Australian Open – ostatnie zwycięstwo odniósł Chris O'Neil.
Barty ma już na koncie trzy tytuły wielkoszlemowe – poprzednie zdobyła na French Open w 2019 roku i Wimbledonie w 2021 roku. 25-latka jest bez wątpienia obecnie najbardziej dominującą postacią na kobiecym korcie.
Ponieważ większość kariery Barty ma jeszcze przed sobą, pozostaje tylko pytanie: ile tytułów ma na koncie?
„Wielokrotnie powtarzałam, że jestem dziś szczęściarą, ponieważ mam tu wielu ludzi, którzy mnie kochają i wspierają” – powiedziała Barty w wywiadzie po meczu. „Jestem szczęściarą, że mam tyle miłości w swoim narożniku, od samego początku byliśmy razem. Zrobiliśmy to wszystko wspólnie, nikt nie odszedł z naszej drużyny. Kocham Was na śmierć”.
„Dla Australijczyka najważniejszą częścią tego turnieju jest możliwość dzielenia się nim z tak wieloma ludźmi, a tłum, który się zgromadził, był czymś wyjątkowym”.
„Ta publiczność jest jedną z najfajniejszych, przed którymi kiedykolwiek grałam. Daliście mi dziś tyle radości i pomogliście mi zagrać najlepiej jak potrafię, więc dziękuję za całą waszą miłość i wsparcie w ciągu ostatnich kilku tygodni”.
„To dla mnie spełnienie marzeń i jestem dumna, że jestem Australijką. Do zobaczenia następnym razem”.
Piorunujący początek
Żadna z zawodniczek nie wykazywała oznak zdenerwowania w początkowych fazach meczu i już na początku wymieniły między sobą kilka ostrych strzałów.
Znakomity bekhend Collins sprawiał Barty wiele problemów, a Australijka z trudem powstrzymywała potężne uderzenie w ziemię, które przebijało się przez kort Rod Lavera.
Barty zdołała jednak odpowiedzieć przy swoim serwowaniu, miażdżąc przeciwniczkę wczesnym asem o prędkości 181 km/h, dzięki czemu udało jej się uratować wczesnego break pointa – ku uciesze publiczności.
Publiczność już na początku pokazała, że jest jej wierna, wznosząc okrzyki radości za każdym razem, gdy Barty zdobywała punkt. W trzecim gemie serwisowym Collins, kiedy to po kilku luźnych uderzeniach po ziemi i dzikim podwójnym błędzie Barty otrzymała szansę na przełamanie serwu, rzeczywiście dostali powody do wiwatów.
To z pewnością pomogło rozładować napięcie, jakie odczuwała jeszcze Barty, gdyż faworytka gospodarzy zgarnęła dwa kolejne przyłożenia, by w mgnieniu oka wygrać set otwarcia.
Nawet dojście Collins do finału jest jednym z najbardziej niezwykłych przypadków powrotu do gry w tenisie.
W kwietniu ubiegłego roku przeszła pilną operację endometriozy – choroby, w której tkanka wyściełająca macicę rozrasta się poza nią – i doznała urazu brzucha podczas French Open.
28-latka szczerze opowiedziała o przejmującym bólu, który odczuwała, opisując go jako jeden z najgorszych, jakich doświadczyła.
Collins podziękowała chirurgowi za uratowanie jej kariery i obecnie gra najlepiej w całej swojej karierze, a dzięki awansowi do finału w Melbourne ma szansę po raz pierwszy znaleźć się w pierwszej dziesiątce światowego rankingu. Ogromne uznanie należy się zawodniczce za to, że nie dała się wyprowadzić z równowagi po tak szybko przegranym secie. Amerykanka często wnosi swoje emocje do gry, ale do tej pory ukrywała je przed innymi.
Amerykanka często wnosi emocje na kort, ale do tej pory je ukrywała.
Zmieniło się to jednak na początku drugiego seta, gdy Barty ponownie zaczęła zmagać się z potężnymi uderzeniami przeciwniczki, które teraz wydawały się być nieco mocniejsze.
Dwa nietypowe błędy Barty w gemie otwierającym seta pozwoliły Collins na pierwsze w tym meczu przełamanie.
Na Rod Laver Arenie zapadła cisza, z wyjątkiem ryku Collins. „Krzyczała z zaciśniętą pięścią w kierunku swojego boksu”.
W porównaniu z początkowym etapem seta nastąpiła niezwykła zmiana tempa gry, Collins dominowała niemal w każdym serwie.
Tłum, wyczuwając zdenerwowanie Barty, robił wszystko, co w jego mocy, by przywrócić ją do meczu; jedno uderzenie forhendem z linii końcowej zostało przywitane prawdopodobnie najgłośniejszym do tej pory dopingiem tego wieczoru.
Nie wystarczyło to jednak, by Barty wróciła na właściwe tory, gdyż wydawało się, że ogromna szansa na wygraną ciąży na niej.
Forhend stawał się coraz bardziej dziki i nieregularny, a Collins doprowadziła do kolejnego przełamania zagrania i wydawało się, że set jest poza zasięgiem jej przeciwniczki.
Jednak Barty, jak przystało na wojowniczkę na korcie, walczyła i odrobiła jedno z przełamań serwisu, a następnie wykonała gema bez straty zagrania, by ponownie wywrzeć presję na Collins.
Collins nie poradziła sobie z presją, gdyż jej pierwszy serw i zwykle niezawodny backhand zawiodły ją, dając Barty drugie przełamanie serwisu.
Arena Rod Lavera, która przez większość drugiego seta była przyciszona, wybuchła i zaczęła być głośniejsza niż przez cały wieczór.
W pewnym momencie Collins wydawał się niezadowolony z kilku osób w tłumie, które zaczęły krzyczeć przed zakończeniem meczu, co doprowadziło do tego, że sędzia upomniał zgromadzonych za ich zachowanie.
Barty utrzymała swoje podanie i wyrównała wynik na 5-5, a to, co jeszcze 20 minut temu wydawało się być walkowerem dla Collins, teraz zamieniło się w prawdziwy pojedynek.
Obie zawodniczki rozegrały solidne gemy serwisowe, by doprowadzić do tie-breaka, choć Collins musiała żałować, że te pierwsze podania nie padły kilka gemów wcześniej.
Barty wyszła na prowadzenie 4-0 w tie-breaku i nie zanosiło się na to, że je straci, w końcu zakończyła go 7-2 – teraz nadszedł czas na imprezę na Rod Laver.
Po 44 długich latach oczekiwania Australia znów posiada swojego mistrza Wielkiego Szlema w grze pojedynczej.