Zdjęcie: ANP
„Stara buda”, tak nazwał tor w Zandvoort Bernie Ecclestone, kiedy to w 1985 odwrócił się do niego plecami. Formuła 1 zniknęła z wybrzeża i miała do tego wystarczająco powodów.
„Nie dość, że kosztowało mnie to kupę kasy, to jeszcze Holendrzy wcale nie uważali Formuły 1 za aż tak wciągającą,” powiedział były kierownik rok temu.
Tor zamienił się w ruderę, infrastruktura dookoła została owiana złą sławą, a na wyścigi przychodziła zbyt mała publika, przez co komercyjne możliwości były ograniczone.
Od razu nowoczesny klasyk
To wszystko, krótko mówiąc, już nie było dłużej warte Formuły 1. Jak bardzo inaczej to wygląda w 2021 roku? Zandvoort jest nowoczesnym klasykiem w terminarzu F1 z dołączonym wymarzonym zwycięzcą.
Niki Lauda po 36 latach doczekał się w końcu swojego zastępcy w postaci Maxa Verstappena, bohatera z wyścigówki, który tchnął nowe życie w holenderski motosport.
Formuła 1 jest z powrotem w Zandvoorcie dzięki aspektowi Maxowemu. I jak? Zadaj kierowcy wyścigowemu z McLarena, Lando Norrisowi, pytanie, czy jest cokolwiek, co mu się w ten weekend nie podobało, a jego oczy zaczną błyszczeć. Zachichocze i odpowie krótko, lecz mocno: nie. A potem pojedzie dalej na rowerze.
„Stało się tylko piękniej”
Sebastian Vettel, również na rowerze: „Jeździłem tutaj piętnaście lat temu w Formule 3. Już wtedy było wspaniale. Bałem się, że zepsują tor podczas renowacji, ale stał się tylko piękniejszy. Przede wszystkim zakręt Hugenholtza jest dla mnie wisienką na torcie.”
Norris i Vettel jeżdżą na rowerach przez cały weekend tam i z powrotem pomiędzy hotelami a motor-domem. Lub też: pomiędzy ulicą ze wszystkimi tymczasowymi pokojami drużyn, a padokiem, gdzie stoją ich bolidy, mechanicy przy nich pracują, a kierowcy krążą wokół toru.
Ogólnie rzecz biorąc, jest to jedna całość, jednak na Circuit Zandvoort nie do tego przeznaczona jest przestrzeń. Tor, wyłączając zakręt Hugenholtza, wchodzi w drogę. Więc wszyscy pracownicy są przydzieleni do odcinków od A do B i z powrotem. Rozmowy, które prowadzą po drodze, żartobliwie nazywają „walkie-talkies.”
„Naprawdę, to horror,” mówi Stuart Morrison, przedstawiciel Haasa. „Biegam dziesiątki razy dziennie w tę i z powrotem i palę w ten sposób codziennie kilka hamburgerów.”
„W Monako to też nie pasuje”
Kierownik jego zespołu, Günther Steiner, skupia się na pozytywach. „To wygodniejsze, kiedy nie musimy aż tak daleko chodzić, ale jest tutaj dokładnie jak w Monako. Tam Formuła 1, szczerze mówiąc, też nie pasuje. Ale nie należy na to narzekać, trzeba się z tym pogodzić. Historyczna atmosfera wyścigowa wszystko kompensuje.”
To wszystko nie jest barierą nie do przeskoczenia i wszyscy stają się dzięki temu kreatywni. Max Verstappen siedzi zrelaksowany na tylnym siedzeniu pojazdu golfowego, jego kolega z zespołu, Pérez, chodzi pieszo w tę i z powrotem, a Esteban Ocon podróżuje cały weekend na hulajnodze elektrycznej.
„Spodziewałem się ogromnej katastrofy”
Jest to jakiś punkt zaczepienia, ale więcej zgrzytów usłyszymy jedynie z rzadka od członków drużyn. Tam atmosfera została rozładowana już wcześniej. Morrison: „Spaliśmy w Amsterdamie i spodziewałem się ogromnej katastrofy, ale każdego dnia dojechanie na tor zajmowało nam maksymalnie czternaście minut.”
Jego współpracowniczce z Ferrari, Silvia Hoffer-Frangipane, na początku serce stanęło w gardle, kiedy dowiedziała się, że samochody jej drużyny zostały zaparkowane w Schipholu. A jednak okazało się to wygodne. „Dojazd jest naprawdę dobrze zorganizowany, a drogi są tak czyste, że to nie jest wcale takie straszne. Uważam jednak, że na torze musimy pokonywać dużo więcej kilometrów.”
Odpowiedzialny za logistykę wokół tego Grand Prix był Rob Langenberg, głowa operacji związanych z wydarzeniem. To, że nie tylko drużyny, ale przede wszystkim dziesiątki tysięcy fanów mogli porządnie dostać się na i wrócić z toru, sprawiło, że wypełnił się entuzjazmem.
„Zaczyna się od historycznej świadomości ludzi oraz jasnej komunikacji. Wyzwanie związane z tym, że Zandvoort jest trudno dostępne, było znane wszystkim. Oznacza to, że musisz się z tym obejść kreatywnie.”
Langenberg miał nadzieję, że pod koniec jego trzyletniego kontraktu z FOM, zarządzania Formuły 1, nikt więcej nie będzie przyjeżdżał tam samochodem. „Teraz poziom ten wynosi tylko około dwa procent. I nawet niektóre miejsca parkingowe, które należało zorganizować dla FOM-u, pozostały puste. Również tego byliśmy świadomi: musimy być kreatywni.”
Powody, przez które Ecclestone wykluczył Zandvoort, był dla wielu wciąż wystarczająco dobrym powodem, aby patrzeć na tor argusowymi oczyma. Wszyscy ci ludzie jadący do Zandvoort, czy to pójdzie dobrze?
„Logistyka była największą obawą FOM-u,” mówi Langenberg. „Jednak udało nam się dotrzymać słowa. Powiedzieli: w żadnym innym miejscu z kalendarza F1 nie zostało to zrobione lepiej.”
Umowa z Zandvoort trwa do 2023 roku włącznie, jednak z tym całym entuzjazmem na torze, przedłużenie kontraktu wydaje się być jedynie formalnością.
„Atmosfera jest fantastyczna,” Vettel podsumował uczucie, które towarzyszyło praktycznie wszystkim kierowcom. „Formuła 1 może być naprawdę dumna z takiego Grand Prix, jak to. Już teraz to miejsce to klasyk. Jeśli by to ode mnie zależało, to byśmy tu przyjeżdżali jeszcze przez następne piętnaście lat.”
Dłużej w Zandvoort?
Czy cokolwiek, poza licznymi spacerami po torze, okazało się rozczarowaniem? Ross Brawn, topowy przedstawiciel Formuły 1, wymyślił w retrospekcji tylko jedną taką rzecz. „To grzech, że nie wszystkie trybuny mogły być pełne, ze względu na kryzys związany z koronawirusem. Ale to naprawimy w następnym roku.”
Czy uważa że również po 2023 roku będą miały miejsce wyścigi Formuły 1 na torze w Zandvoort? „Max jeszcze długo pojeździ, więc istnieje bardzo dobry powód, żeby tu często wracać.”