zdjęcie: pxhere.com
Największa sportowa impreza czterolecia nie zdążyła jeszcze wystartować, a już zrobiło się głośno o kilkorgu naszych reprezentantach. Wszystko z powodu błędów proceduralnych popełnionych przez Polski Związek Pływacki przy zgłaszaniu zawodników, przez co nie wezmą oni udziału w imprezie.
Wspomniana grupa już od kilku dni była w Japonii, złożyła już także ślubowanie olimpijskie. Mowa o: Aleksandrze Polańskiej, Dominice Kossakowskiej, Alicji Tchórz, Bartoszu Piszczorowiczu, Janie Hołubie i Mateuszu Chowańcu, którzy decyzją PZP, przekazaną Polskiemu Komitetowi Olimpijskiemu oraz szefowi Misji Olimpijskiej Tokio 2020 Marcinowi Nowakowi zostali zmuszeni do powrotu do domu.
Problemem okazał się ustalony przez międzynarodową federację pływacką (FINA) system kwalifikacji na igrzyska. Minimum olimpijskie wymagane do startu indywidualnego można było uzyskać w dwóch kategoriach – A oraz B. Pierwsza z nich gwarantowała start w Tokio, druga natomiast nie dawała takiej pewności, należało jeszcze oczekiwać na stosowne zaproszenie od FINA.
Spośród reprezentantów Polski dziewięciu uzyskało minimum A, stąd ich start był pewny. Poza tym ,,biało-czerwonym" udało się uzyskać prawo startu w pięciu różnych sztafetach, co oznaczało, że do Japonii może wybrać się kolejnych dziesięcioro zawodników, ale wyłącznie do startu w tych konkurencjach. Sęk w tym, że zdecydowano się na aż czternaście dodatkowych nazwisk – siedem z nich uzyskało minimum B i miało brać udział w rywalizacji indywidualnej, siedem z nich szykowano wyłącznie w sztafetach.
Jednakże z pływaków z minimum B tylko Kacper Stokowski otrzymał zaproszenie od FINA. Polańska, Hołub, Kossakowska, Chowaniec, Tchórz oraz Piszczorowicz nie znaleźli się w gronie wyróżnionych, stąd ich udział w igrzyskach był wykluczony.
,,Korekta Polskiej Reprezentacji Olimpijskiej w pływaniu to konieczność wynikająca z faktu, że PZP zgłosił do startu za dużo zawodników, a nie wszyscy – jak się okazało już w Japonii (14 lipca – przyp. red.) – mieli do niego wymagane uprawnienia.” - można przeczytać w oświadczeniu wydanym w sobotę przez PKOl. Idąc dalej, można przeczytać: ,,Komitet Organizacyjny Igrzysk Tokio 2020 oraz Światowa Federacja Pływacka (FINA) nie zgodziły się, by wobec błędnej interpretacji przepisów kwalifikacyjnych przez Związek, dokonane zostały jakiekolwiek zmiany na listach startowych. Po intensywnych negocjacjach i interwencji Polskiego Komitetu Olimpijskiego zgodzono się jednak na dokonanie takich korekt w reprezentacji, by skompletować składy sztafet, których start również był zagrożony.”
Wściekłość pływaków
Po powrocie do Polski niedoszli olimpijczycy dali upust swoim emocjom. Padły słowa o oszustwie, braku profesjonalizmu czy roszczeniowości w stosunku do FINA. Wszystko to miało doprowadzić do organizacyjnej katastrofy, jaką był wyjazd zawodników z Tokio tuż przed startem imprezy.
Swoje trzy grosze dorzuciła też Otylia Jędrzejczak, która stwierdziła: ,,Na miejscu tych zawodników złożyłabym pozew zbiorowy przeciw zarządowi, pomimo że kocham tę dyscyplinę, ale nie rozumiem w żadnym stopniu sposobu zarządzania”. Za głównego winnego całego zamieszania była multimedalistka uznała prezesa Pawła Słomińskiego, który powinien przeprosić za błędy, choć między wierszami dało odczytać się, iż podanie się do dymisji również byłoby wskazane.
Szef PZP odpiera zarzuty i twierdzi, że problem jest bardziej skomplikowany, niż przedstawiają to rozgoryczeni sportowcy czy media. Fakty są jednak takie, że sześcioro reprezentantów musiał wrócić do kraju nie ze względów sportowych, ale formalnych, za które odpowiadał PZP do spółki z PKOl-em. Przez to nie będą mieli szansy na realizację największego marzenia niemal każdego sportowca, czyli walki o medal olimpijski. Na kolejną szansę będą musieli czekać minimum trzy lata, a kto wie, jakie wtedy będą ich szanse na wyjazd na igrzyska - być może głupie błędy ze strony związku odebrały im przygodę życia.
sportowefakty.wp.pl